Blog

Piszę sobie czasem tu o fotografii, kawie, gadżetach i tym co mi zalega na sercu.

Spacerro Sierpniowe - z deszczu do kawiarni

Kolejne Spacerro wypadło z miesięcznym opóźnieniem. Czas wakacyjny nie służy planowaniu, więc spacer lipcowy odbył się w sierpniu, a we wrześniu odbędzie się… wrześniowy. Oczywiście mógłbym napisać, że lipcowe smakowanie espresso nie doszło do skutku, ale byłoby to zbyt proste, prawda?"Jak by jednak nie było, uraczeni przez pogodę przyjemnym chłodkiem, przeplatanym drobnym opadem atmosferycznym, zwiedziliśmy cztery kawiarnie i - co wymaga szczególnego podkreślenia - zrobiliśmy to całkiem pokaźną grupą. Jeśli pamięć i umiejętność liczenia na poziomie podstawówki mnie nie zawodzą, to nasze "stadko" liczyło 11 osób. Taka grupa to już prawie potęga. ;) Gdzie zatem potęgowaliśmy? Zaczęliśmy od:

Po prostu Cafe (Chłodna 48). Wolska kawiarnia w młynku miała ziarna z Kofi Brand'u. Espresso przyrządzone poprawnie - jasno orzechowa crema i przyjemny lekki zapach robiły dobre wrażenie. W smaku wyczuwalny delikatny orzech, jednak dominuje kwaskowatość czerwonego grejpfruta. Body lekko wodniste. Ogólnie dobrze i smacznie.

Drugą odwiedzoną przez nas kawiarnią był Swiss Cafe & Chocolate by Lindt (Złota 59, Złote Tarasy). Pierwsze wrażenie to ogromna masa słodkich łakoci. Ale nie przyszliśmy przecież dla czekolady (chyba że wyczuwalnej w kawie). Swiss Cafe też ma ziarna z Kofi Brand, więc zapowiadało się ciekawie. Niestety, podane espresso - poprzez praktycznie brak cremy w filiżance -  już na pierwszy rzut oka wskazywało, że nie będzie tak słodko (mimo ogromnego czekoladowego cukieraska, dodawanego do kawy). Pierwszy łyk już tylko mnie w tych obawach utwierdził. Espresso w Swiss'ie można określić jednym zdaniem: Absolutny brak smaku. Moim zdaniem, zbytnio rozkręcony młynek sprawił, że kawa po prostu przeleciała przez sitko, formując się w filiżance w wyrób kawopodobny. Szkoda.

Niezrażeni tym jednak (w końcu testy to testy) wyruszyliśmy na poszukiwania Ukrytego Miasta (Noakowskiego 16). Miejsce jest cudne, już od samego wejścia na podwórze kamienicy, w której się znajduje. W środku jest jeszcze lepiej, więc co do espresso miałem spore nadzieje, żeby nie rzec - wymagania. I, co najlepsze, udało się je spełnić. Mocne espresso o smaku gorzkiej czekolady, bez grama kwaskowatości, ale za to z drapiącą gardło goryczką, smakowało dobrze. W sam raz dla kogoś, kto zapomni się z książką na kolanach - a zapomnieć się tam jest bardzo łatwo. Nam jednak nie dane było tego zrobić, ponieważ czekała na nas ostatnia kawiarnia.

Kawka Bar Kawowy (Koszykowa 30) niedawno obchodziła dziesięciolecie istnienia. To dużo. Wystrój jest bardzo fajny, ale mimo wszystko przeraziliśmy się, gdy zobaczyliśmy za barem… ekspres automatyczny. Słowo się jednak espresso stało i trzeba było zmierzyć się z tym, co "wylało" się z kawowego robota. I w sumie nie było tragedii. Kawa co prawda nieco wodnista, ale lekki smak migdałów sprawiał miłą niespodziankę, jeśli wziąć pod uwagę sposób zaparzenia.

Jak zawsze pod koniec muszę dokonać tego średnio przyjemnego podsumowania, ale tym razem powinno pójść łatwo:

  1. Ukryte Miasto - za to, że nie mieli owocowej kawy, a goryczka była cudna i świetnie komponowała się z miejscem.
  2. Po prostu Cafe - bo kawa smaczna i rześka, jednak ta owocowość powoli zaczyna mi się nudzić.
  3. Kawka Bar Kawowy - ponieważ dobre espresso z automatu jest taką samą rzadkością jak uczciwy polityk.
  4.  Swiss Cafe & Chocolate - za ten cukierek podawany do kawy (gdybym wiedział wcześniej, to bym wziął samego cukierka).