W pogoni za kliszą - DxO FilmPack vs VSCO Film
Jak zapewne kojarzycie z poprzednich wpisów od lat jestem użytkownikiem oprogramowania DxO. Jakiś czas temu co prawda porzuciłem Optics Pro na rzecz Lightroom'a ale nadal nałogowo korzystam z FilmPack jako "emulatora" błon fotograficznych. Można się oczywiście spierać, że niemożliwością jest odtworzyć emulsję kliszy w cyfrowym świecie co w zasadzie jest prawdą ale możemy pokusić się chociaż o namiastkę tamtego świata (bez ciemni, chemii i tym podobnych zabaw intymnych). Od pewnego czasu coraz częściej słyszałem o wykorzystaniu do powyższych celów pluginów od Visual Supply Co. W zasadzie to nawet nie pluginy tylko zestaw presetów...
Jak zapewne kojarzycie z poprzednich wpisów od lat jestem użytkownikiem oprogramowania DxO. Jakiś czas temu co prawda porzuciłem Optics Pro na rzecz Lightroom'a ale nadal nałogowo korzystam z FilmPack jako "emulatora" błon fotograficznych. Można się oczywiście spierać, że niemożliwością jest odtworzyć emulsję kliszy w cyfrowym świecie co w zasadzie jest prawdą ale możemy pokusić się chociaż o namiastkę tamtego świata (bez ciemni, chemii i tym podobnych zabaw intymnych). Od pewnego czasu coraz częściej słyszałem o wykorzystaniu do powyższych celów pluginów od Visual Supply Co. W zasadzie to nawet nie pluginy tylko zestaw presetów, które mają zapewnić analogowy wygląd naszych zdjęć. Problem z presetami jest jednak taki, że kosztują one sporo a nie ma wersji demo aby je przetestować. Recenzje w sieci są mocno entuzjastyczne. Fakt faktem, że pokazywane zdjęcia wyglądają dobrze. Postanowiłem zatem przekonać się na własnej skórze jakie będą efekty i kupiłem VSCO Film Pack 01 (akurat tą wersję ponieważ miał najwięcej wspólnych klisz z FilmPack'iem).
Podobno jeden obraz jest wart więcej niż 1000 słów kończę ten przydługi wstęp i niech zdjęcia pokażą różnicę:
1. Kodak Portra 160:
2. Ilford HP5 400:
3. Kodak Tri-X 400
4. Kodak T-Max 3200
Wnioski pozostawiam Wam, podzielcie się nimi w komentarzach. Ja osobiście nadal wolę FilmPack chociaż w pewnych przypadkach presety VSCO też wyglądają dobrze. Produkt Visual Supply Co. ma jednak ogromną zaletę - działa na pliku RAW więc nie dublujemy zdjęć w bibliotece a ustawienia są zapisane w pliku więc ich nie zgubimy (przynajmniej nie powinniśmy).
Od pliku do odbitki
W życiu każdego fotografa przychodzi moment, w którym uwiecznione na materiale światłoczułym (lub karcie pamięci) zdjęcia chce przenieść na papier lub ekran monitora, przy okazji wprowadzając nieco (lub całkiem sporo) poprawek. Pomyślałem, że opiszę, jak w moim przypadku wygląda proces, po którym zdjęcie z karty pamięci ląduje na papierze. Nie jest on zbyt długi i skomplikowany, a nawet jeśli nikomu się nie przyda, to będę miał ściągawkę na stare lata, gdy pamięć będzie już nie ta...
W życiu każdego fotografa przychodzi moment, w którym uwiecznione na materiale światłoczułym (lub karcie pamięci) zdjęcia chce przenieść na papier lub ekran monitora, przy okazji wprowadzając nieco (lub całkiem sporo) poprawek. Pomyślałem, że opiszę, jak w moim przypadku wygląda proces, po którym zdjęcie z karty pamięci ląduje na papierze. Nie jest on zbyt długi i skomplikowany, a nawet jeśli nikomu się nie przyda, to będę miał ściągawkę na stare lata, gdy pamięć będzie już nie ta. ;)
Wywołanie RAW
Zgrane na dysk pliki RAW wrzucam do DxO Optics Pro. Jest to już od lat moje ulubione narzędzie do wywoływania, aktualnie w wersji 7. Pierwsze, co robię, to dokonuję wstępnej selekcji zdjęć, wyrzucając te z nietrafionym momentem, nieostre, z przestrzelonym fokusem itp. Następnym krokiem jest przygotowanie do wywołania - korekta balansu bieli, poprawki w ekspozycji i kadrowaniu. Wykorzystując moduł DxO FilmPack ustalam kolorystykę zdjęcia, symulując filmy fotograficzne. Jeśli czuję potrzebę, dodaję winietę, wyostrzam i usuwam “paproszki”, jeśli takowe są. Jak widzicie, zestaw od DxO jest praktycznie moim podstawowym narzędziem do pracy ze zdjęciem. Mogę powiedzieć, że w 90% przypadków to co z niego wychodzi jest zadowalającym dla mnie plikiem i przechodzę do kolejnego kroku:
Selekcja, katalogowanie i drobne poprawki
To, co wyszło spod DxO Optics Pro (w większości przypadków w postaci jpegów), ląduje w Adobe Lightroom w odpowiedniej Kolekcji i zabieram się za porządną selekcję. Zaczynam od oflagowania zdjęć, które mi się nie podobają flagą “Reject”. Fotografie oznaczone tą flagą kasuję. Tym, które pozostały, przydzielam od 1 do 5 gwiazdek i ustawiam filtr pokazujący tylko te z maksymalną oceną. W ten sposób mam przed oczami tylko te najlepsze według mnie - czyli często jest to pusty ekran ;) Przechodzę wtedy do wprowadzania drobnych poprawek: delikatne zmiany w cieniach i światłach, wyostrzanie, poprawki skóry, oczu, przyciemnianie tła czy też rozjaśnianie innych elementów. Jednym słowem - usuwanie w cień motywów rozpraszających, a uwydatnianie istotnych elementów. Czasami wspomagam się pluginami NIK Software, zwłaszcza Sharpener Pro. W zasadzie na tym kończy się “obróbka” i pozostaje tylko:
Publikacja i druk
W przypadku publikacji w internecie mam ułatwione zadanie i korzystam z wcześniejszej selekcji. Zdjęcia “pięciogwiazdkowe” eksportuje do plików jpeg o wielkości 1100px po dłuższym boku i ładuję na stronę - z reguły jest to kilka zdjęć, więc nie ma przesytu. W przypadku drukowania jestem nieco wybredniejszy i jeszcze raz przeglądam najlepsze fotografie i wybieram jedno, maksymalnie dwa, które wydrukuję. Do przygotowania wydruku wykorzystuję Adobe Lightroom, który w wersji 4 zyskał świetne narzędzie do soft proofingu. To głównie przez tę funkcję porzuciłem Apple Aperture na rzecz konkurencji. Wykorzystując Soft Proofing, dokonuję drobnych korekt pod konkretny papier, po czym naciskam guzik “Print” i czekam na efekty. Drukuję głównie w formacie 10x15 do przenośnego “portfolio” ale wykorzystuję też format A4 i A3, gdy uznam, że zdjęcie nadaje się na ścianę.
Powyższe 3 kroki to w zasadzie wszystko co robię ze zdjęciami w momencie zgrania ich z aparatu na dysk. Jak widzicie, najwięcej czasu zajmuje mi wyselekcjonowanie najlepszych ujęć z całej grupy. Uważam to za najważniejszą część przygotowania fotografii do publikacji i jednocześnie najtrudniejszy moment w całym procesie.