WiFi w aparacie fotograficznym
“WiFi jest naprawdę wygodne i przydatne, kto ma dobry aparat w swoim telefonie, ten wie o czym mówię.”
Zależność ogniskowej od przysłony
“Podnosząc przysłonę, zwiększamy ogniskową więc musimy oddalać się od obiektu.”
Internet potrafi zburzyć wszystko, co do tej pory wiedziałeś. Znalezione na forum maxmodels.pl
Fotografuję za darmo
Dużo ostatnio czytam o złych zleceniodawcach, którzy są zdziwieni tym, że za usługę - nawet freelancerską - trzeba zapłacić. I to zapłacić często całkiem sporo. Cieszy mnie to, ponieważ takie rzeczy trzeba nagłaśniać, aby budować w społeczeństwie pewien nawyk. Że fotografie nie “robią się” za darmo, że sprzęt i oprogramowanie kosztują, że wiedza i umiejętności też nie przyszły łatwo. Ktoś poświęcił swój cenny czas i zadał sobie masę trudu, aby umieć i mieć czym zrealizować wizję klienta.Ale ja nie o tym. Chciałem napisać o drugiej stronie medalu, czyli o “pracy” za darmo...
Dużo ostatnio czytam o złych zleceniodawcach, którzy są zdziwieni tym, że za usługę - nawet freelancerską - trzeba zapłacić. I to zapłacić często całkiem sporo. Cieszy mnie to, ponieważ takie rzeczy trzeba nagłaśniać, aby budować w społeczeństwie pewien nawyk. Że fotografie nie “robią się” za darmo, że sprzęt i oprogramowanie kosztują, że wiedza i umiejętności też nie przyszły łatwo. Ktoś poświęcił swój cenny czas i zadał sobie masę trudu, aby umieć i mieć czym zrealizować wizję klienta.Ale ja nie o tym. Chciałem napisać o drugiej stronie medalu, czyli o “pracy” za darmo. Dlaczego pracę umieściłem w cudzysłowie? Ano dlatego, że wielu z nas fotografuje hobbystycznie. W tygodniu mamy “normalną” pracę, która pozwala nam realizować swoje hobby (czyli kupować masę nowych gadżetów ;)) i mieć z czego żyć. Po pracy natomiast dla własnej satysfakcji łapiemy za aparat i idziemy w plener, realizując wizje, które obijały nam się w czaszce od poniedziałku do piątku. Pewnie już się domyślacie, że chodzi mi o sposób rozliczenia fotograf-modelka/model, który w skrócie nazywa się TFP - Time for Prints. Dzięki takiej formie osoba fotografowana dostaje zdjęcia i jest zadowolona, a fotograf może zrealizować swój projekt i też jest zadowolony. Wszyscy zatem powinni się cieszyć z takiego obrotu rzeczy, nieprawdaż? Otóż nic bardziej mylnego. Według tego, co czytam na internetowych forach, fotografowanie w opisanej powyżej formie to zło. Proszenie o sesję w takiej formie to zło. Zwłaszcza, jeśli prosi o to osoba chętna na zdjęcia. Gdy fotograf prosi - jest OK. Potrafię zrozumieć oburzenie przy ogłoszeniach typu “Chętny na sesję TFP” lub bardziej bezpośrednich - “Chcę fotografa, który zrobi mi darmową sesję”. Przy czym fotograf ma zadbać o miejsce (najlepiej studio), rekwizyty, ubrania i pomysł. Nie, to tak nie działa. TFP nie oznacza “za darmo”, mimo że w grę nie wchodzą pieniądze. Tutaj walutą jest zaangażowanie i współpraca, aby korzyści były równe dla ludzi po obu stronach aparatu. Nie rozumiem jednak gdy każde ogłoszenie, które zawiera ten magiczny trzyliterowy skrót jest równanie z ziemią, a pisząca je osoba mieszana z błotem. Z reguły przez osoby, których portfolio wygląda dość mizernie. Tak jakby jedna sesja w studio i dwie strony marnych zdjęć w portfolio oraz doświadczenie “Duże”, wpisane własnoręcznie w odpowiednią rubrykę, dawały im prawo do krytykowania, często w niewybrednych słowach, kogokolwiek. Co ciekawe, te osoby często same szukają modelek na zasadzie Time for Prints i nie widzą w tym nic złego. Ludzie, opamiętajcie się! Wbijcie sobie w te Wasze wypchane bilonem za sesję głowy, że nie każde fotografowanie ma wymiar komercyjny. Nie każdy jest zawodowcem robiącym sesje po 50 zł, dzięki czemu realizuje swoje marzenie bycia profesjonalnym fotograferem. Są jeszcze osoby, które chcą zrobić coś ciekawego bez wymiernych korzyści finansowych, ale za to z radości dla samej fotografii. Dla procesu, podczas którego wizja staje się czymś namacalnym, czy to na papierze czy na ekranie monitora. Rozgraniczcie sesje komercyjne, gdzie klient “płaci i żąda”, od sesji robionych dla czystej przyjemności fotografowania. Aż mnie kusi, aby na koniec sparafrazować tekst Molesty:
Po pierwsze nie dla sławy Po drugie nie dla pieniędzy Dobrze fotografować można żyjąc nawet w nędzy.
P.S. Większość moich zdjęć, między innym to ilustrujące ten wpis, powstało jako TFP. Jestem przekonany, że w innym przypadku bym ich nie zrobił. Z różnych powodów.
Z nowym Canonem 5D można wszystko
Jeżeli fotografujesz dla siebie, typowo amatorsko - nie patrz na te bydle, starszy Mark 2 jest naprawdę dobrym aparatem i długo nim będzie. Natomiast gdy fotografia jest czymś więcej dla Ciebie - nie wahałbym się.
Nie wątpię, że jest to kawał dobrego sprzętu ale... trzeba zachować pewną trzeźwość myślenia. Swoją drogą cała "recenzja" jest dobra. Warto wiedzieć, że jak się kiedyś nie dało to z nowym 5D już się da :)
Marcin Gortat Team vs. Wojsko Polskie
W niedzielę Warszawą rządziła koszykówka, przynajmniej na Torwarze. Na zakończenie organizowanych w Polsce przez Marcina Gortata obozów koszykówki drużyna reprezentantów Wojska Polskiego zmierzyła się z Drużyną Gwiazd (gwiazdy sportu jak Mariusz Czerkawski czy Piotr Gruszka lub celebryci).Początek zapowiadał się raczej na radosną "klepaninę" na parkiecie jednak jak się okazało końcówka okazała się zacięta. Wojsko Polskie dogoniło prowadzącą drużynę Gwiazd jednak objąć prowadzenia nie zdołali i spotkanie przegrali...
W niedzielę Warszawą rządziła koszykówka, przynajmniej na Torwarze. Na zakończenie organizowanych w Polsce przez Marcina Gortata obozów koszykówki drużyna reprezentantów Wojska Polskiego zmierzyła się z Drużyną Gwiazd (gwiazdy sportu jak Mariusz Czerkawski czy Piotr Gruszka lub celebryci).Początek zapowiadał się raczej na radosną "klepaninę" na parkiecie jednak jak się okazało końcówka okazała się zacięta. Wojsko Polskie dogoniło prowadzącą drużynę Gwiazd jednak objąć prowadzenia nie zdołali i spotkanie przegrali.
Przed meczem najlepsze dzieciaki z obozów Marcina walczyły na koszykarskim torze przeszkód (coś jak Skills Challenge z NBA All-Star Weekend) o możliwość wyjazdu do Phoenix. Marcin Gortat sprawił wszystkim ogromną niespodziankę i cała finałowa ósemka odwiedzi go w mieście Słońc. W przerwie po dwóch pierwszych kwartach był też niesamowity pokaz wsadów. Nie zabrakło też oczywiście pokazu cheerleader'ek.
Co dziwne mimo, iż wejście na imprezę było darmowe i do "wzięcia" było ponoć 3500 wejściówek hala w Torwarze wydawała się pustawa. Doping jednakże był taki jak by siedziało tam przynajmniej dwukrotnie więcej kibiców :)
Zdjęcia... no cóż. W hali ciemno co widać. W dodatku to moje pierwsze koszykarskie zdjęcia. Chyba się trochę "spaliłem" fotografując mój ukochany sport :)
Moja "fotografi" i "łotermarki"
Photography. Magiczne słowo, które najwyraźniej zmienia zdjęcie w profesjonalną fotografię, a amatora - w profesjonalistę. Przynajmniej w Polsce. Rozumiem użycie tego wyrazu w krajach anglojęzycznych, ale dlaczego u nas? Przecież Polacy nie gęsi i swój język mają. Czy fotografia brzmi gorzej od “fotografi”? Czy chodzi o szacun na dzielni i +3 do charyzmy? Co ciekawsze, im gorsze zdjęcia, tym większa szansa, że zrobione przez “photographera”, który nie da o sobie zapomnieć, umieszczając na zdjęciu swój podpis. Im większy i bardziej fikuśny, tym lepiej. Po co jednak psuć odbiór oglądającemu, umieszczając znak wodny na fotografii? Przecież nawet niewielki działa rozpraszająco. To dla mnie dwie fotograficzne zagadki (zresztą jedne z wielu): “photography” i “brandowanie” własnych zdjęć...
Photography. Magiczne słowo, które najwyraźniej zmienia zdjęcie w profesjonalną fotografię, a amatora - w profesjonalistę. Przynajmniej w Polsce. Rozumiem użycie tego wyrazu w krajach anglojęzycznych, ale dlaczego u nas? Przecież Polacy nie gęsi i swój język mają. Czy fotografia brzmi gorzej od “fotografi”? Czy chodzi o szacun na dzielni i +3 do charyzmy? Co ciekawsze, im gorsze zdjęcia, tym większa szansa, że zrobione przez “photographera”, który nie da o sobie zapomnieć, umieszczając na zdjęciu swój podpis. Im większy i bardziej fikuśny, tym lepiej. Po co jednak psuć odbiór oglądającemu, umieszczając znak wodny na fotografii? Przecież nawet niewielki działa rozpraszająco. To dla mnie dwie fotograficzne zagadki (zresztą jedne z wielu): “photography” i “brandowanie” własnych zdjęć. Co to daje? Czemu służy? Na pewno zdjęcia od tego lepsze się nie staną. Widziałem, próbowałem, nie działa. Ewentualnej kradzieży i tak nie powstrzymają. Może gdyby podpis umieścić na całym zdjęciu, ale to chyba nie o to chodzi? Skoro oglądający jest na Twojej stronie, to raczej ma świadomość tego, czyje zdjęcia ogląda, po co więc mu nachalnie o tym przypominać? Uzasadnienie, że to obrona przez złodziejami, do mnie nie trafia. Czy warto martwić się na zapas? Zresztą, podobno kradzież zdjęcia to najlepszy zarobek dla fotografa. Prawdziwa kasa, a nie tam jakieś grosze ze "stocków". Jeśli faktycznie już bardzo chcecie podpisać swoje zdjęcia, zostawcie np. pasek pod zdjęciem i na nim umieśćcie podpis. Możecie wykorzystać do tego słowo “fotografia”. Nie zbiedniejecie, liczba odbiorców nie zmaleje, a może nawet przeciwnie - powodowani patriotyzmem przybędą oni, ci odbiorcy, w większej liczbie.
Red Bull Sprint and Skid w Warszawie
Pamiętacie jak kiedyś na osiedlowych uliczkach, na Pelikanach lub Wigry, blokowało się tylne koło by zostawić jak najdłuższy ślad hamowania? W tą sobotę, na nieco innych warunkach i nieco innych rowerach, zorganizowany został turniej o nazwie Red Bull Sprint and Skid. Zasady są banalne - rower z ostrym kołem i bez hamulców, sprint w jedną stronę, ciasny nawrót, kolejny sprint i dłuuuuuga droga hamowania czyli właśnie tytułowy skid. Punkty dostaje się za czas sprintu i za długość skid'a. Brzmi banalnie? Możliwe, ale wygląda świetnie i dostarcza niesamowitych emocji. Pozytywnych w dodatku bo to przecież rowery a rowerzyści pogodni i pozytywni są. Dodatkowo piękne okoliczności przyrody, Wisła w tle... czego chcieć więcej...
Pamiętacie jak kiedyś na osiedlowych uliczkach, na Pelikanach lub Wigry, blokowało się tylne koło by zostawić jak najdłuższy ślad hamowania? W tą sobotę, na nieco innych warunkach i nieco innych rowerach, zorganizowany został turniej o nazwie Red Bull Sprint and Skid. Zasady są banalne - rower z ostrym kołem i bez hamulców, sprint w jedną stronę, ciasny nawrót, kolejny sprint i dłuuuuuga droga hamowania czyli właśnie tytułowy skid. Punkty dostaje się za czas sprintu i za długość skid'a. Brzmi banalnie? Możliwe, ale wygląda świetnie i dostarcza niesamowitych emocji. Pozytywnych w dodatku bo to przecież rowery a rowerzyści pogodni i pozytywni są. Dodatkowo piękne okoliczności przyrody, Wisła w tle... czego chcieć więcej? :)
Ten cholerny tryb M
“Pomocy, chyba kupiłam zepsuty aparat. Wszystkie zdjęcia są bardzo ciemne!”. “Czy robię coś nie tak? Większość zdjęć, które zrobiłem jest bardzo jasna”. Wspólny mianownik tych dwóch cytatów - “Bo słyszałam, że w trybie manualnym wychodzą najlepsze zdjęcia”, “Znajomi mi powiedzieli, że w trybie M robią tylko profesjonaliści. Wtedy jest najlepsza jakość”. Brzmi znajomo? Zapewne tak.Chyba na każdym forum fotograficznym musi paść magiczne pytanie o prześwietlone (lub niedoświetlone) zdjęcia, które były zrobione w trybie M. Czemu tak się dzieje? Dlaczego chwile radości po zakupie aparatu z trybem manualnym znikają po pierwszych kilku zdjęciach, mimo że tak pięknie miało być? Ano dlatego, że jak sama nazwa wskazuje jest to tryb, w którym coś trzeba zrobić ręcznie i bynajmniej nie chodzi tu o samo ustawienie owego trybu...
“Pomocy, chyba kupiłam zepsuty aparat. Wszystkie zdjęcia są bardzo ciemne!”. “Czy robię coś nie tak? Większość zdjęć, które zrobiłem jest bardzo jasna”. Wspólny mianownik tych dwóch cytatów - “Bo słyszałam, że w trybie manualnym wychodzą najlepsze zdjęcia”, “Znajomi mi powiedzieli, że w trybie M robią tylko profesjonaliści. Wtedy jest najlepsza jakość”. Brzmi znajomo? Zapewne tak.Chyba na każdym forum fotograficznym musi paść magiczne pytanie o prześwietlone (lub niedoświetlone) zdjęcia, które były zrobione w trybie M. Czemu tak się dzieje? Dlaczego chwile radości po zakupie aparatu z trybem manualnym znikają po pierwszych kilku zdjęciach, mimo że tak pięknie miało być? Ano dlatego, że jak sama nazwa wskazuje jest to tryb, w którym coś trzeba zrobić ręcznie i bynajmniej nie chodzi tu o samo ustawienie owego trybu.
Tak po prawdzie, nigdy nie rozumiałem tego pędu początkujących fotoamatorów do korzystania z ręcznych ustawień. Nie przekonuje mnie porada koleżanki, że tak jest najlepiej i wtedy wychodzą najpiękniejsze zdjęcia. To bzdura. Owszem, pełna kontrola nad ekspozycją to świetna sprawa, ale wtedy, kiedy ma się o doborze parametrów pojęcie. Nie chodzi tu tylko, co też pojawia się w radach, o ustawienie “pałeczki” na środki “drabinki”. Chociaż w tym przypadku plus jest taki, że zdjęcie powinno (zaznaczam: powinno) być “neutralne”. Do korzystania z ręcznych ustawień ekspozycji przydaje się wiedza o tym, jak działa pomiar światła, jak wykorzystać światłomierz przy pomiarze punktowym, i jakie wprowadzać korekty na podstawie jego wskazań. To duża ilość parametrów, które należy kontrolować, przy okazji nie tracąc kontaktu z fotografowanym obiektem.
Naturalnie nie chcę odwodzić od korzystania z trybu manualnego. To świetna nauka przy poznawaniu pewnych zasad. Radzę po prostu, aby nie wskakiwać od razu na głęboką wodę i (nierzadko) psuć sobie zabawę z fotografią. Korzystajcie z trybów pośrednich - priorytetu przysłony, priorytetu migawki. Pozwólcie elektronice aparatu, skoro już jest, przejąć część obowiązków. W tych trybach też można kontrolować ekspozycję, wprowadzać korekty itp. Mniejsze obciążenie dla głowy z reguły skutkuje lepszymi zdjęciami. Łatwiej skupić się na temacie. Na tryb ręcznych nastawów przyjdzie pora.
Korzystanie z trybu manualnego jest bardzo podobne do ręcznego ustawiania ostrości. Wyobraźcie sobie, że jeszcze nie tak dawno temu fotografowie ustawiali ostrość własnymi dłońmi. Fotoreporterzy sportowi cierpieli zapewne katusze. Nie dość, że musieli zadbać o ekspozycję, to jeszcze zdążyć ręcznie złapać ostrość na fotografowanej postaci czy obiekcie. Masakra. Wprowadzenie autofocusa ogromnie ułatwiło im pracę. Czy zaczęli przez to robić gorsze zdjęcia? Nie, wręcz przeciwnie, nawet lepsze, ponieważ mogli więcej uwagi poświęcić temu, co fotografują. To samo odnosi się do trybów fotografowania - priorytety przysłony czy migawki zrobią równie dobre zdjęcia co tryb manualny, ale zdecydowanie ułatwią Wam pracę. Oczywiście satysfakcja ze świetnej fotografii zrobionej w trybie M, z punktowym pomiarem światła i ręcznym ustawieniem ostrości, będzie ogromna ale… pamiętajcie, że oglądający i tak nie wiedzą, w jakim trybie to zdjęcie było zrobione. Zapewne ich to nawet nie interesuje. Oni widzą efekt końcowy w postaci odbitki lub zdjęcia na monitorze.
...i ten efekt jest najważniejszy.
Tymczasem w warszawskim ZOO
Podczas gdy kibice masowo, korzystając z różnych środków lokomocji, kierowali swoje kroki ku Stadionowi Narodowemu (lub innym miejscom, w których można było oddać się kibicowaniu) my udaliśmy się na Pragę zobaczyć co ciekawego u zwierzaków.Nie będę ukrywał, że lubię ZOO. Dużo się w nim zmieniło i to na lepsze. Z lat szczenięcych w pamięci została mi zdechła foka pływająca w wodze. Teraz w ogrodzie zoologicznym można spędzić naprawdę przyjemne kilka godzin. Co prawda za te godziny trzeba zapłacić ale atrakcji jest dużo więcej niż w, na przykład, Łazienkach...
Podczas gdy kibice masowo, korzystając z różnych środków lokomocji, kierowali swoje kroki ku Stadionowi Narodowemu (lub innym miejscom, w których można było oddać się kibicowaniu) my udaliśmy się na Pragę zobaczyć co ciekawego u zwierzaków.Nie będę ukrywał, że lubię ZOO. Dużo się w nim zmieniło i to na lepsze. Z lat szczenięcych w pamięci została mi zdechła foka pływająca w wodze. Teraz w ogrodzie zoologicznym można spędzić naprawdę przyjemne kilka godzin. Co prawda za te godziny trzeba zapłacić ale atrakcji jest dużo więcej niż w, na przykład, Łazienkach.
Od pliku do odbitki
W życiu każdego fotografa przychodzi moment, w którym uwiecznione na materiale światłoczułym (lub karcie pamięci) zdjęcia chce przenieść na papier lub ekran monitora, przy okazji wprowadzając nieco (lub całkiem sporo) poprawek. Pomyślałem, że opiszę, jak w moim przypadku wygląda proces, po którym zdjęcie z karty pamięci ląduje na papierze. Nie jest on zbyt długi i skomplikowany, a nawet jeśli nikomu się nie przyda, to będę miał ściągawkę na stare lata, gdy pamięć będzie już nie ta...
W życiu każdego fotografa przychodzi moment, w którym uwiecznione na materiale światłoczułym (lub karcie pamięci) zdjęcia chce przenieść na papier lub ekran monitora, przy okazji wprowadzając nieco (lub całkiem sporo) poprawek. Pomyślałem, że opiszę, jak w moim przypadku wygląda proces, po którym zdjęcie z karty pamięci ląduje na papierze. Nie jest on zbyt długi i skomplikowany, a nawet jeśli nikomu się nie przyda, to będę miał ściągawkę na stare lata, gdy pamięć będzie już nie ta. ;)
Wywołanie RAW
Zgrane na dysk pliki RAW wrzucam do DxO Optics Pro. Jest to już od lat moje ulubione narzędzie do wywoływania, aktualnie w wersji 7. Pierwsze, co robię, to dokonuję wstępnej selekcji zdjęć, wyrzucając te z nietrafionym momentem, nieostre, z przestrzelonym fokusem itp. Następnym krokiem jest przygotowanie do wywołania - korekta balansu bieli, poprawki w ekspozycji i kadrowaniu. Wykorzystując moduł DxO FilmPack ustalam kolorystykę zdjęcia, symulując filmy fotograficzne. Jeśli czuję potrzebę, dodaję winietę, wyostrzam i usuwam “paproszki”, jeśli takowe są. Jak widzicie, zestaw od DxO jest praktycznie moim podstawowym narzędziem do pracy ze zdjęciem. Mogę powiedzieć, że w 90% przypadków to co z niego wychodzi jest zadowalającym dla mnie plikiem i przechodzę do kolejnego kroku:
Selekcja, katalogowanie i drobne poprawki
To, co wyszło spod DxO Optics Pro (w większości przypadków w postaci jpegów), ląduje w Adobe Lightroom w odpowiedniej Kolekcji i zabieram się za porządną selekcję. Zaczynam od oflagowania zdjęć, które mi się nie podobają flagą “Reject”. Fotografie oznaczone tą flagą kasuję. Tym, które pozostały, przydzielam od 1 do 5 gwiazdek i ustawiam filtr pokazujący tylko te z maksymalną oceną. W ten sposób mam przed oczami tylko te najlepsze według mnie - czyli często jest to pusty ekran ;) Przechodzę wtedy do wprowadzania drobnych poprawek: delikatne zmiany w cieniach i światłach, wyostrzanie, poprawki skóry, oczu, przyciemnianie tła czy też rozjaśnianie innych elementów. Jednym słowem - usuwanie w cień motywów rozpraszających, a uwydatnianie istotnych elementów. Czasami wspomagam się pluginami NIK Software, zwłaszcza Sharpener Pro. W zasadzie na tym kończy się “obróbka” i pozostaje tylko:
Publikacja i druk
W przypadku publikacji w internecie mam ułatwione zadanie i korzystam z wcześniejszej selekcji. Zdjęcia “pięciogwiazdkowe” eksportuje do plików jpeg o wielkości 1100px po dłuższym boku i ładuję na stronę - z reguły jest to kilka zdjęć, więc nie ma przesytu. W przypadku drukowania jestem nieco wybredniejszy i jeszcze raz przeglądam najlepsze fotografie i wybieram jedno, maksymalnie dwa, które wydrukuję. Do przygotowania wydruku wykorzystuję Adobe Lightroom, który w wersji 4 zyskał świetne narzędzie do soft proofingu. To głównie przez tę funkcję porzuciłem Apple Aperture na rzecz konkurencji. Wykorzystując Soft Proofing, dokonuję drobnych korekt pod konkretny papier, po czym naciskam guzik “Print” i czekam na efekty. Drukuję głównie w formacie 10x15 do przenośnego “portfolio” ale wykorzystuję też format A4 i A3, gdy uznam, że zdjęcie nadaje się na ścianę.
Powyższe 3 kroki to w zasadzie wszystko co robię ze zdjęciami w momencie zgrania ich z aparatu na dysk. Jak widzicie, najwięcej czasu zajmuje mi wyselekcjonowanie najlepszych ujęć z całej grupy. Uważam to za najważniejszą część przygotowania fotografii do publikacji i jednocześnie najtrudniejszy moment w całym procesie.