Spacerro Sierpniowe - z deszczu do kawiarni
Kolejne Spacerro wypadło z miesięcznym opóźnieniem. Czas wakacyjny nie służy planowaniu, więc spacer lipcowy odbył się w sierpniu, a we wrześniu odbędzie się… wrześniowy. Oczywiście mógłbym napisać, że lipcowe smakowanie espresso nie doszło do skutku, ale byłoby to zbyt proste, prawda?"Jak by jednak nie było, uraczeni przez pogodę przyjemnym chłodkiem, przeplatanym drobnym opadem atmosferycznym, zwiedziliśmy cztery kawiarnie i - co wymaga szczególnego podkreślenia - zrobiliśmy to całkiem pokaźną grupą. Jeśli pamięć i umiejętność liczenia na poziomie podstawówki mnie nie zawodzą, to nasze "stadko" liczyło 11 osób. Taka grupa to już prawie potęga...
Kolejne Spacerro wypadło z miesięcznym opóźnieniem. Czas wakacyjny nie służy planowaniu, więc spacer lipcowy odbył się w sierpniu, a we wrześniu odbędzie się… wrześniowy. Oczywiście mógłbym napisać, że lipcowe smakowanie espresso nie doszło do skutku, ale byłoby to zbyt proste, prawda?"Jak by jednak nie było, uraczeni przez pogodę przyjemnym chłodkiem, przeplatanym drobnym opadem atmosferycznym, zwiedziliśmy cztery kawiarnie i - co wymaga szczególnego podkreślenia - zrobiliśmy to całkiem pokaźną grupą. Jeśli pamięć i umiejętność liczenia na poziomie podstawówki mnie nie zawodzą, to nasze "stadko" liczyło 11 osób. Taka grupa to już prawie potęga. ;) Gdzie zatem potęgowaliśmy? Zaczęliśmy od:
Po prostu Cafe (Chłodna 48). Wolska kawiarnia w młynku miała ziarna z Kofi Brand'u. Espresso przyrządzone poprawnie - jasno orzechowa crema i przyjemny lekki zapach robiły dobre wrażenie. W smaku wyczuwalny delikatny orzech, jednak dominuje kwaskowatość czerwonego grejpfruta. Body lekko wodniste. Ogólnie dobrze i smacznie.
Drugą odwiedzoną przez nas kawiarnią był Swiss Cafe & Chocolate by Lindt (Złota 59, Złote Tarasy). Pierwsze wrażenie to ogromna masa słodkich łakoci. Ale nie przyszliśmy przecież dla czekolady (chyba że wyczuwalnej w kawie). Swiss Cafe też ma ziarna z Kofi Brand, więc zapowiadało się ciekawie. Niestety, podane espresso - poprzez praktycznie brak cremy w filiżance - już na pierwszy rzut oka wskazywało, że nie będzie tak słodko (mimo ogromnego czekoladowego cukieraska, dodawanego do kawy). Pierwszy łyk już tylko mnie w tych obawach utwierdził. Espresso w Swiss'ie można określić jednym zdaniem: Absolutny brak smaku. Moim zdaniem, zbytnio rozkręcony młynek sprawił, że kawa po prostu przeleciała przez sitko, formując się w filiżance w wyrób kawopodobny. Szkoda.
Niezrażeni tym jednak (w końcu testy to testy) wyruszyliśmy na poszukiwania Ukrytego Miasta (Noakowskiego 16). Miejsce jest cudne, już od samego wejścia na podwórze kamienicy, w której się znajduje. W środku jest jeszcze lepiej, więc co do espresso miałem spore nadzieje, żeby nie rzec - wymagania. I, co najlepsze, udało się je spełnić. Mocne espresso o smaku gorzkiej czekolady, bez grama kwaskowatości, ale za to z drapiącą gardło goryczką, smakowało dobrze. W sam raz dla kogoś, kto zapomni się z książką na kolanach - a zapomnieć się tam jest bardzo łatwo. Nam jednak nie dane było tego zrobić, ponieważ czekała na nas ostatnia kawiarnia.
Kawka Bar Kawowy (Koszykowa 30) niedawno obchodziła dziesięciolecie istnienia. To dużo. Wystrój jest bardzo fajny, ale mimo wszystko przeraziliśmy się, gdy zobaczyliśmy za barem… ekspres automatyczny. Słowo się jednak espresso stało i trzeba było zmierzyć się z tym, co "wylało" się z kawowego robota. I w sumie nie było tragedii. Kawa co prawda nieco wodnista, ale lekki smak migdałów sprawiał miłą niespodziankę, jeśli wziąć pod uwagę sposób zaparzenia.
Jak zawsze pod koniec muszę dokonać tego średnio przyjemnego podsumowania, ale tym razem powinno pójść łatwo:
- Ukryte Miasto - za to, że nie mieli owocowej kawy, a goryczka była cudna i świetnie komponowała się z miejscem.
- Po prostu Cafe - bo kawa smaczna i rześka, jednak ta owocowość powoli zaczyna mi się nudzić.
- Kawka Bar Kawowy - ponieważ dobre espresso z automatu jest taką samą rzadkością jak uczciwy polityk.
- Swiss Cafe & Chocolate - za ten cukierek podawany do kawy (gdybym wiedział wcześniej, to bym wziął samego cukierka).
Czerwcowe Spacerro - duszność wszędzie
Czerwcowe Spacerro udało nam się rzutem na taśmę. W ostatni dzień miesiąca, pod czujnym okiem słońca lejącego żar na Warszawę, odwiedziliśmy cztery kawiarnie. Pokonaliśmy straszliwe dystanse, spaliliśmy tysiące kalorii i wypociliśmy litry wody aby zobaczyć gdzie warto napić się espresso.Najlepsze w tym wszystkim było to, że w zasadzie wszystkie kawiarnie stanęły na wysokości zadania nalewając do filiżanek co najmniej poprawną kawę. Ciekawy był też fakt, że tylko jeden z odwiedzonych przez nas lokali fundował owocowe nuty w naparze. Tyle słowem wstępu, czas teraz na to co tygryski (nie tylko na cremie) lubią najbardziej czyli miejsca, w których spożywaliśmy...
Czerwcowe Spacerro udało nam się rzutem na taśmę. W ostatni dzień miesiąca, pod czujnym okiem słońca lejącego żar na Warszawę, odwiedziliśmy cztery kawiarnie. Pokonaliśmy straszliwe dystanse, spaliliśmy tysiące kalorii i wypociliśmy litry wody aby zobaczyć gdzie warto napić się espresso.Najlepsze w tym wszystkim było to, że w zasadzie wszystkie kawiarnie stanęły na wysokości zadania nalewając do filiżanek co najmniej poprawną kawę. Ciekawy był też fakt, że tylko jeden z odwiedzonych przez nas lokali fundował owocowe nuty w naparze. Tyle słowem wstępu, czas teraz na to co tygryski (nie tylko na cremie) lubią najbardziej czyli miejsca, w których spożywaliśmy:
Pierwszą kawiarnią było MiTo (Waryńskiego 28), a w zasadzie to kawiarnio-księgarnio-galerią - zapowiadało się zatem ciekawie. Espresso z bardzo miłym, kwietnym zapachem i łagodny, jedwabistym body. W smaku delikatny orzech z przyjemnie zbalansowaną goryczką (na początku) i kwaskowatością (na końcu). Ziarna to brazylijski singiel palony w Kofi. Bardzo, bardzo smaczny. Jako ciekawostkę dodam, że MiTo to pierwsza kawiarnia, z tych do których trafiłem, która jest przyjazna Foursquare’owcom. Wpadnijcie, zróbcie check-in’a i cieszcie się bonusem ;)
Dalsze kroki skierowaliśmy ku Take off the Hat (Pańska 98). Słońce dało nam się we znaki więc z radością powitaliśmy chłód panujący w środku kawiarni a już kilka minut później witaliśmy się z espresso. Tutaj też dostaliśmy kawę z czekoladową nutką. Całkiem niezłe ale kwaskowatość zbyt dominowała zahaczając o cierpkość. Nie było tragedii ale wydaje mi się, że można było wycisnąć coś więcej z tych ziaren. Może nieco wyższa temperatura zaparzania by pomogła?
Próbując wygrać z “okiem Saurona” na niebie wsiedliśmy w tramwaj w kierunku ronda z palmą. Wysiedliśmy co prawda przy Smyku aby pożegnać się z 5.29 (brzydkie słowa cisną się na usta gdy pomyślę o likwidacji) ale stamtąd niedaleko już do Cafe Wygodny Rower. Przed kawiarnią rowery, w środku też więc klimaty miłe sercu memu ale czy espresso będzie miłe memu podniebieniu? A i owszem. W smaku gorzka czekolada z taką ulotną nutką cynamonu, smacznie. Ziarna, jak wypatrzyła Magda, z Brazylii.
Ostatni przystanek - Francuska 30 (zgadnijcie adres ;)) to pierwsza kawiarnia po drugiej stronie Wisły w naszych spacerach. Przed kawiarnią spory ogródek i stanowisko baristy więc nie trzeba stać w środku i czekać na kawę. Fajny klimat. Espresso jakie dostaliśmy to jedyne owocowe podczas tego spaceru. Grejpfrutowe w smaku pasowało do takiej pogody działając orzeźwiająco. Ziarna z palarni Kofi ale nie pamiętam kraju pochodzenia albo się nie spytaliśmy. Zwalę to na słońce i udar ;)
Podsumowanie tego Spacerro nie przychodzi mi łatwo. Z miejscem czwartym nie mam problemu natomiast trzy pozostałe kawiarnie to już dylemat, w każdej z nich espresso było super. Osiołkowi w żłoby dano… ale spróbuję:
- MiTo - urzekło mnie to espresso, zapachem, smakiem i tym balansem goryczki i kwaskowatości
- Francuska 30 - lubię owocowe kawy. Ostatnio miałem przesyt ale przy czterech czekoladowych pod rząd to była przyjemność.
- Cafe Wygodny Rower - smaczne espresso, bardzo smaczne nawet. Minimalnie w moim odczuciu “przegrywa” z miejscem drugim przez tą czekoladowatość. Może gdyby upał był mniejszy…
- Take off the Hat - espresso porządne ale odstawało mocno od powyższej trójki. Może gdyby nie ta cierpkość.
Majowe Spacerro Kawowe
Zgodnie z nową świecką tradycją (nie mylić z ekstradycją ;)) wybraliśmy cztery warszawskie kawiarnie (tak naprawdę to Magda wybrała większość), by zobaczyć, co wycisną nam do filiżanki tamtejsi bariści. To Spacerro powinno otrzymać kryptonim spalony język, ale po kolei.Pierwszą kawiarnią, którą odwiedziliśmy, był Przystanek MDM coffee.bar (Waryńskiego 9). Lokal nieduży, ale całkiem urokliwy. Pierwsze wrażenie, wizualne, po otrzymaniu espresso nie było najlepsze. Wszystko przez cremę, która mimo ładnego jasnobrązowego koloru znikała dość szybko z filiżanki. Na szczęście pierwszy łyk rozwiał obawy. Wyczuwalny smak włoskiego orzecha bardzo przyjemnie działał na podniebienie...
Zgodnie z nową świecką tradycją (nie mylić z ekstradycją ;)) wybraliśmy cztery warszawskie kawiarnie (tak naprawdę to Magda wybrała większość), by zobaczyć, co wycisną nam do filiżanki tamtejsi bariści. To Spacerro powinno otrzymać kryptonim spalony język, ale po kolei.Pierwszą kawiarnią, którą odwiedziliśmy, był Przystanek MDM coffee.bar (Waryńskiego 9). Lokal nieduży, ale całkiem urokliwy. Pierwsze wrażenie, wizualne, po otrzymaniu espresso nie było najlepsze. Wszystko przez cremę, która mimo ładnego jasnobrązowego koloru znikała dość szybko z filiżanki. Na szczęście pierwszy łyk rozwiał obawy. Wyczuwalny smak włoskiego orzecha bardzo przyjemnie działał na podniebienie. Efekt końcowy psuła nieco zbyt mocna goryczka pod koniec łyku. Mimo wszystko, bardzo pozytywne doznania płynęły z filiżanki w Przystanku.
Drugim etapem naszego spaceru była, mieszcząca się przy Hożej 58/60, Dr. Kava. Lokal, poza całkiem ciekawą gablotką z łakociami, nie wyróżnia się niczym specjalnym. Miejsca też tu nie za wiele, ale ponieważ chodziło głównie o kawę, to nie marudziliśmy. Zamówienie na 4 espresso zostało przyjęte i już niebawem dostaliśmy kawę w… małych, plastikowych kubeczkach. Szok! Walory zapachowe zostały zabite wonią plastiku reagującego z gorącą wodą. Na domiar złego espresso zaparzone było w takiej temperaturze, że popaliło nam języki, mimo iż odczekaliśmy dobrych parę minut na dworze. To co zostało nam podane w tym plastikowym naparstku nie nadawało się do wypicia, zarówno ze względu na temperaturę, jak i na kompletny brak jakiegokolwiek smaku, poza goryczą przepalonej kawy.
Plastikowe kubeczki wylądowały w koszu razem z większością zawartości, a my wyruszyliśmy w kierunku PKP Powiśle, aby przywitać się z naparem serwowanym w Małpim Biznesie. Lokal umiejscowiony na dworcu PKP ma swój klimat. Gorzej niestety było z kawą. Tutaj też dostaliśmy espresso o sporo większej temperaturze, niż ta akceptowana przez język. Było ono jednak i tak lepsze od tego z poprzedniej kawiarni, gdyż dało się wyczuć pewne smakowe nutki migdałów. Gdyby tak obniżyć nieco temperaturę w maszynie myślę, że byłoby bardzo ciekawie. Przy okazji, “Małpki” też nie podają kawy w filiżankach (w sumie nieco zrozumiałe, ze względu na specyfikę miejsca), ale przynajmniej serwują ją w fajnych, tekturowych kubeczkach. :-)
Ostatnim przystankiem naszego majowego Spacerro było Sin Fronteras Cafe, mieszczące się w budynku BUW (Dobra 56/66). Ciekawe miejsce, w którym część, i to spora, miejsc siedzących została zastąpiona wiszącymi w postaci hamaków. Czy można zatem w Sin Fronteras pobujać w obłokach przy dobrej kawce? Otóż można. Kawa jest smaczna, idąca w kierunku gorzkiej czekolady, a pod koniec łyku ujawniająca lekkie kwaskowe nuty. Szczerze muszę dodać, że być może jest nawet lepiej, ale przygody w dwóch poprzednich kawiarniach sprawiły, że poparzony język stracił nieco “czucia”.
Podsumowując - było całkiem ciekawie i o dziwo udało się napić espresso, które nie byłoby owocowe. Niestety, to co dostaliśmy w Małpim Biznesie i Dr. Kavie (zwłaszcza w tym drugim) trochę zepsuło nam smakowanie kaw. Z drugiej strony, nie można przecież wiecznie pić samych wybornych shotów. Moje zestawienie z tego Spacerro wygląda następująco:
1. Przystanek MDM coffee.bar 2. Sin Fronteras 3. Małpi Biznes (proszę, obniżcie temperaturę w ekspresie :)) 4. Dr. Kava (chociaż najchętniej to bym zapomniał ;))
Do następnego spotkania.
Warszawskie Spacerro Marcowe
W wiosennie piękny, marcowy weekend znów wybraliśmy się do warszawskich kawiarni celem sprawdzenia na własnym języku, jakie espresso zastaniemy w filiżankach. Spacerro to było pod kilkoma względami wyjątkowe. Po pierwsze - był to mini jubileusz, gdyż spacerowaliśmy po raz piąty. Po drugie - pojawiła się całkiem liczna gromadka w sile 8 osób. Po trzecie - marzec zafundował nam iście wiosenną pogodę, przez co spacerowaliśmy w komfortowych warunkach. Zaczęliśmy od C Cafe na warszawskim Powiślu (ul. Topiel 12). Według baristy w młynku była 100% arabika z Brazylii, która po przejściu w stan ciekły objawiła się dość wodnistym body i cienką, acz mile orzechową cremą...
W wiosennie piękny, marcowy weekend znów wybraliśmy się do warszawskich kawiarni celem sprawdzenia na własnym języku, jakie espresso zastaniemy w filiżankach. Spacerro to było pod kilkoma względami wyjątkowe. Po pierwsze - był to mini jubileusz, gdyż spacerowaliśmy po raz piąty. Po drugie - pojawiła się całkiem liczna gromadka w sile 8 osób. Po trzecie - marzec zafundował nam iście wiosenną pogodę, przez co spacerowaliśmy w komfortowych warunkach. Zaczęliśmy od C Cafe na warszawskim Powiślu (ul. Topiel 12). Według baristy w młynku była 100% arabika z Brazylii, która po przejściu w stan ciekły objawiła się dość wodnistym body i cienką, acz mile orzechową cremą. W smaku natomiast dominowała przyjemna goryczka i kwaskowate nutki pod koniec łyku. Bez rewelacji, ale miło.
Następnie zaatakowaliśmy Tamkę i po krótkiej wspinaczce witaliśmy się z uroczym wnętrzem OSiR Cafe (ul. Tamka 40). Bardzo fajny wystrój wnętrza i miła obsługa nie uśpiły naszej czujności. Z espresso, które dostaliśmy, trzeba było uważać. Było gorące, mocno gorące, przez co nastawiało sceptycznie do smaku. Na szczęście jednak obawy okazały się bezpodstawne. Mieszanka mocno czekoladowa, z charakterem, na długo pozostawiła goryczkowy smak na podniebieniu. W sam raz na popołudniowego kopa (10% robusty w składzie mieszanki na pewno robi swoje).
Pokrzepieni (i pobudzeni ;)) wyruszyliśmy do Aroma Espresso Bar (ul. Krakowskie Przedmieście 7). Aroma to największa sieciówka w Izraealu, która ostatnio dokonała ekspansji na inne kraje, w tym Polskę. Miła obsługa w niedługim czasie przygotowała nam osiem filiżanek espresso, które niestety było bardzo neutralne. Co prawda, można było wyczuć delikatny smak orzechów włoskich, ale był on zdecydowanie zbyt słabo wyróżniony. Sama kawa też nie kierowała się ani w stronę goryczki ani kwaskowatości. Była poprawna i już.
Pożegnaliśmy izraelską kawiarnię i, przebijając się przez tłumy spacerowiczów, dotarliśmy do Cavy (ul. Nowy Świat 30). Przed kawiarnią zaparkowane Ferrari, w środku bardziej klubowo niż kawiarniano (przede wszystkim zbyt głośna muzyka), ale w końcu chodzi przecież o kawę. Złożyliśmy zamówienie i zaczęliśmy czekać na “najlepszą kawę w Warszawie”. Espresso dostaliśmy w fajnej porcelanie i na tym koniec fajności. Przepalona kawa atakowała goryczą, która była jedynym smakiem wyczuwalnym w napoju. Na pewno nie była to “cup of pleasure” - jak głosił napis na spodku.
Ostatnią kawiarnią, do której skierowaliśmy nasze kroki, była Moderna (ul. Pańska 9), mieszcząca się w budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Bardzo przyjemna obsługa i równie przyjemny dla oka wystrój nastrajały optymistycznie. I, rzeczywiście, zawodu nie było. Kawa o owocowym, grejpfrutowym smaku i z delikatną goryczką mile orzeźwiała po całym dniu spaceru. Wiosenny smak w filiżance.
Podsumowując marcowe Spacerro, umiejscowiłbym odwiedzone kawiarnie w następującej kolejności:
- Moderna
- OSiR Cafe
- C Cafe
- Aroma Espresso Bar
- Cava
Przy okazji, ciekawy jest fakt, że w zasadzie tylko raz natknęliśmy się na typowo “owocową” kawę. W zeszłym roku takie smaki królowały w większości kawiarni. Czyżby ten rok zapowiadał się bardziej goryczkowo? Czy może z młynków nie zniknęły jeszcze zimowe zapasy mieszanek?
P.S. Liczę, że wypowiedzą się też pozostali uczestnicy, aby porównać nasze doznania smakowe :)
Styczniowy spacerniak kawowy
Pierwszy w nowym roku spacerniak już za nami. Odwiedziliśmy pięć kawiarni, po drodze zahaczając jeszcze o 5.29, więc łącznie wlaliśmy w siebie po sześć filiżanek espresso. Gdzie zatem byliśmy?Zaczęliśmy od Vespa Cafe (Armii Ludowej 14, tuż obok stacji Politechnika). Uprzedzając pytania: tak, nazwa wzięła się od skuterów. Jeden wisi nawet przy suficie, wesoło celując reflektorem w gości pojawiających się w drzwiach. Co natomiast robi espresso w Vespie? Smakuje. Jest lekko kwaskowate (trend ten utrzymuje się zwłaszcza w kawiarniach z ziarnami z Javy), zalatujące smakiem wina. Gdzieś pod koniec pojawiają się delikatne nutki czekolady...
Pierwszy w nowym roku spacerniak już za nami. Odwiedziliśmy pięć kawiarni, po drodze zahaczając jeszcze o 5.29, więc łącznie wlaliśmy w siebie po sześć filiżanek espresso. Gdzie zatem byliśmy?Zaczęliśmy od Vespa Cafe (Armii Ludowej 14, tuż obok stacji Politechnika). Uprzedzając pytania: tak, nazwa wzięła się od skuterów. Jeden wisi nawet przy suficie, wesoło celując reflektorem w gości pojawiających się w drzwiach. Co natomiast robi espresso w Vespie? Smakuje. Jest lekko kwaskowate (trend ten utrzymuje się zwłaszcza w kawiarniach z ziarnami z Javy), zalatujące smakiem wina. Gdzieś pod koniec pojawiają się delikatne nutki czekolady. Jest smacznie, a zatem jest dobrze.
Z Vespa Cafe udaliśmy się do Delikatesów (Marszałkowska 8). Miejsce jest ciekawe, gdyż jest dłuższe niż szersze. Przechodzi przez całą długość kamienicy, w której się znajduje. Jako że Delikatesy przypominają bardziej restaurację (i zapewne nią są), obawialiśmy się, iż to co dostaniemy w filiżance nie będzie specjalnie zachwycające. Okazało się, że niepotrzebnie. Dostaliśmy naprawdę fajne (i nie owocowe) espresso. Dobrze zaparzone, w smaku lekko migdałowe, bez goryczki.
Dziarsko ruszyliśmy Marszałkowską dalej i już pod numerem 27/35 powitało nas Ministerstwo Kawy. W Ministerstwie jest bardzo fajnie i bardzo jasno, a co najważniejsze, jest też świetna kawa. I to nie z Javy. Ziarna pochodzą ze Szwecji, a zaparzone dają przyjemnie orzechową cremę i świetny, owocowy smak (grejpfrut) z czekoladową nutką. Bardzo nam smakowało. :)
Kolejna kawiarnia, do której zawitaliśmy to Karma (Mokotowska 17, wejście od Pl. Zbawiciela). W Karmie ludzi tłum, więc postanowiliśmy wychylić po filiżance przy barze. Ekscytacji przed wypiciem dodał fakt, że Karma sama wypala swoje ziarna. Piec można nawet obejrzeć, bo stoi w głównej sali. Zaserwowane nam espresso było bardzo gorące i bardzo poprawne. Ani dobre ani złe. Było takie w zasadzie nijakie, neutralne w smaku. Może to przez fakt, że pokarało nam języki swoją temperaturą. Nie spodziewaliśmy się tego. :) Niemniej jednak, ciekawa odmiana wśród mocno owocowych lub mocno goryczkowych kaw.
Na koniec odnaleźliśmy Relax Cafe (Złota 8A). Nazwa jak najbardziej nawiązuje do kina, które kiedyś znajdowało się w tym budynku. Natomiast, patrząc na wystrój tej małej kawiarni, ciężko oprzeć się skojarzeniom z zakładem fotograficznym, mieszczącym się tuż obok. Na ścianach wiszą zdjęcia, lampy zrobione są z reflektorów studyjnych, a i z baristą można pogawędzić o fotografii. Espresso w Relaxie było szatańskie. Mocne, goryczkowate, czekolada i pieprz. Zupełnie odmienne od poprzednich, ale również smaczne. To dobrze, że nie każda kawiarnia stawia na “soki owocowe” w swoim kawowym repertuarze.
Czas na podsumowanie. I tutaj mam nie lada orzech do zgryzienia, bo o ile pierwsze miejsce wątpliwości mych nie budzi, co do reszty już tak pewien nie jestem.
- Ministerstwo Kawy
- Delikatesy
- Vespa Cafe
- Relax Cafe
- Karma
Drugie miejsce szokujące? Może i tak, ale zasłużone. Za smak, za inność. Choć tak naprawdę kawiarnie z miejsc 2-4 powinny zajmować drugie miejsce ex aequo, zaserwowały bowiem naprawdę dobre, zróżnicowane kawy. Karma pod tym względem odstaje nieco za zbyt neutralne w smaku espresso. Niemniej jednak, do któregokolwiek miejsca z powyższej listy byście się nie wybrali, wypicie tamtejszych kaw nie sprawi Wam przykrości.
Tak przy okazji - w 5.29 mają świetne ziarna z Kenii. Wybierzcie się na espresso, bo jest przepyszne.
Październikowy spacerniak kawowy
Jesień sprzyja spacerowaniu zwłaszcza jeśli, jak w tym roku, pogoda dopisuje. Dopisała również w ostatnią sobotę października kiedy to postanowiliśmy wyruszyć do kolejnych warszawskich kawiarni i sprawdzić jakie espresso wyczarują nam tamtejsi bariści.Zaczęliśmy od Ethno Cafe. Mieszcząca się w budynku Muzeum Etnograficznego przy Kredytowej 1 kawiarnia zachęcała wystrojem wnętrza. Zamówione espresso dostaliśmy w bardzo fajnej i bardzo grubej filiżance aczkolwiek pojawił się tu pierwszy zgrzyt - na oko kawy było za dużo. Pierwszy łyk i niestety rozczarowanie. Przepalone, gorzkie, zupełnie bez wyrazu espresso zniechęciło nas do tego miejsca. Postanowiliśmy zatem nie zostawać na dłużej tylko ruszyć dalej zabierając na osłodę dodawaną do kawy czekoladkę...
Jesień sprzyja spacerowaniu zwłaszcza jeśli, jak w tym roku, pogoda dopisuje. Dopisała również w ostatnią sobotę października kiedy to postanowiliśmy wyruszyć do kolejnych warszawskich kawiarni i sprawdzić jakie espresso wyczarują nam tamtejsi bariści.Zaczęliśmy od Ethno Cafe. Mieszcząca się w budynku Muzeum Etnograficznego przy Kredytowej 1 kawiarnia zachęcała wystrojem wnętrza. Zamówione espresso dostaliśmy w bardzo fajnej i bardzo grubej filiżance aczkolwiek pojawił się tu pierwszy zgrzyt - na oko kawy było za dużo. Pierwszy łyk i niestety rozczarowanie. Przepalone, gorzkie, zupełnie bez wyrazu espresso zniechęciło nas do tego miejsca. Postanowiliśmy zatem nie zostawać na dłużej tylko ruszyć dalej zabierając na osłodę dodawaną do kawy czekoladkę. Kolejnym etapem spaceru był The Corner przy ul. Pięknej 18 (aczkolwiek po drodze wstąpiliśmy do, jak zawsze super, 5.29 na łyk espresso na drogę). Wnętrze The Corner nie jest tak przytulne jak lubię. Widać, że wyglądem nastawione jest na klientów z pobliskich biurowców aczkolwiek ma fajne smaczki jak na przykład pudełko z kredą i drzwi, na których mogą malować najmłodsi miłośnicy kawiarni. Na pewno nie jest snobistycznie tak jak mi się w kilku opiniach obiło o uszy. Espresso w The Corner było bardzo, bardzo pozytywne. Z cremą w kolorze włoskiego orzecha i lekkim body przyjemnie przemykało po kubkach smakowych. Smakowo kawa podążała za tegoroczną modą mocno uderzając w owocowe, porzeczkowo-cytrusowe nuty z delikatną, czekoladową gorzkością na końcu. Wszystko oczywiście jak najbardziej w porządku nie mniej jednak potrafi się znudzić gdy każda kawiarnia ma kawę w tych samych tonach. Zagryzając ostatni łyk kawy dodawaną do niej małą bezą mieliśmy wyruszyć do Vespa Cafe ale jak zwykle dosięgnął nas pech co do tej kawiarni. Okazało się, że jest ona otwarta do godziny 15 (w sobotę!) i raczej nie będziemy na tyle szybcy aby cofnąć się w czasie. No cóż, może następnym razem nam się uda. Do trzech razy sztuka. Narzekając na czym świat stoi skierowaliśmy kroki do ostatniej kawiarni czyli do Relaksu przy Puławskiej 48. Relaks ma bardzo miłe wnętrze, szczególne wrażenie robią wiszące tam duże plakaty. Jest na czym zawiesić oko. Sam lokal urządzony jest bez zbędnych fajerwerków i mimo, że jest spory to można się w nim poczuć całkiem przytulnie. Relaksowe espresso nie odbiega od standardów smakowych. Przodują owocowe smaki z dodatkiem gorzkości. Zaparzone oczywiście tak, że nie można mieć żadnych zastrzeżeń, z "tygryskiem" na orzechowej cremie. Jeśli chodzi o podsumowanie to co do ostatniego miejsca nie ma wątpliwości - bezsprzecznie Ethno Cafe. Potem jest już gorzej. Gdyby 5.29, do której zajrzeliśmy po drodze brało udział w październikowym rankingu w moim odczuciu by wygrało. Przepyszna kawa i na swój sposób magia tego miejsca sprawiają, że ciężko wybrać inaczej. Ale ponieważ do wyboru jest tylko The Corner i Relaks bardzo ciężko jest mi wyłonić zwycięzcę. Typowałbym tą drugą kawiarnię gdyż wydaje mi się, że ich espresso było delikatnie lepsze w smaku ale The Corner jest tuż tuż. Może remis byłby sprawiedliwszą oceną ;) Liczę, że pozostali uczestnicy spaceru (którzy jak zwykle stawili się w oszałamiającej ilości ;)) w komentarzach napiszą też swoje typy odnośnie wypitych kaw w odwiedzonych kawiarniach.
Wrześniowy Festiwal Kawowy
Wakacje się skończyły, skończyły się też żarty. ;) Po dwóch miesiącach spacerowej posuchy wróciliśmy na warszawskie chodniki, prowadzące do kawiarni. Ale wrześniowy spacerniak był nietypowy. Z racji tego, że w terminie planowanym na spacery miało miejsce kawowe święto w postaci Kawa Fest'u, odwiedziliśmy kawiarnie biorące udział w tym wydarzeniu. Zaczęliśmy od Filtrów, gdzie skosztować mi dane było mocno winogronowego cold brew z ziaren etiopskiej Yirgacheffe - świetna rzecz na dobry początek słonecznego dnia. Na drogę wzięliśmy jeszcze latte i ruszyliśmy do 5.29. W tej malutkiej kawiarni z przemiłymi baristami stoczyliśmy espresso battle - 3 mieszkanki, 3 glass shoty i ciężki wybór...
Wakacje się skończyły, skończyły się też żarty. ;) Po dwóch miesiącach spacerowej posuchy wróciliśmy na warszawskie chodniki, prowadzące do kawiarni. Ale wrześniowy spacerniak był nietypowy. Z racji tego, że w terminie planowanym na spacery miało miejsce kawowe święto w postaci Kawa Fest'u, odwiedziliśmy kawiarnie biorące udział w tym wydarzeniu. Zaczęliśmy od Filtrów, gdzie skosztować mi dane było mocno winogronowego cold brew z ziaren etiopskiej Yirgacheffe - świetna rzecz na dobry początek słonecznego dnia. Na drogę wzięliśmy jeszcze latte i ruszyliśmy do 5.29. W tej malutkiej kawiarni z przemiłymi baristami stoczyliśmy espresso battle - 3 mieszkanki, 3 glass shoty i ciężki wybór. Wszystkie 3 strzały bardzo smaczne, bardzo różne, a zwycięzca mógł być tylko jeden. W znajdującej się niedaleko My'o'My nie trafiliśmy czasowo na cup tasting, więc posililiśmy się espresso (i latte), po czym 2/3 naszej spacerowej grupy udało się do domu, a ja postanowiłem odnaleźć, znajdujący się przy Puławskiej, Relaks, co nie okazało się takie proste (chwała Google Maps ;)). W Relaksie w końcu udało mi się wychylić cały kubas kawy zaparzonej w syfonie - bez rewelacji, jeśli chodzi o smak, ale metoda zaparzania widowiskowa, a na deser jeszcze filiżankę tym razem mocno porzeczkowej kawy, zaparzonej metodą cold brew w aparaturze godnej pracowni alchemicznej. Sam Kawa Fest to bardzo fajna inicjatywa i oby z roku na rok się rozrastała, bo fajnie jest pospacerować po kawiarniach i poznawać (smakując) różne techniki zaparzania kawy, w dodatku za rozsądne pieniądze. Smutne jest jednak to, że w biorących udział w Kawa Feście kawiarniach było mało ludzi. Mam nadzieję, że spowodowane było to krążeniem po kawiarniach, a nie słabym zainteresowaniem. Żałuję też, że nie dane mi było zobaczyć procesu wypalania ziaren w Filtrach (mam nadzieję, że udało się w końcu odpalić piec), że nie trafiliśmy z godziną w cup tasting w My'o'My, i że czas nie pozwolił na dotarcie na Francuską 30, gdzie pod czujnym okiem baristów można było porysować mlekiem na kawie. Może za rok czasu będzie więcej. Na koniec wielkie "Dzięki" dla wszystkich przemiłych baristek i baristów, z którymi udało się porozmawiać podczas pobytu w kawiarniach. Do zobaczenia. :)
Solberg & Hansen Half & Half - norweskie orzeźwienie
Dzięki uprzejmości przemiłych ludzi z kawiarni Kofeinna, którzy znaleźli w magazynie ostatnie paczki kawy z jednej z najstarszych norweskich palarni - Solberg & Hansen , miałem przyjemność raczyć się mieszanką Half & Half. Owa mieszanka to połączenie ziaren z plantacji brazylijskich i wschodnio-afrykańkich. Na pierwszy ogień ziarna S&H wylądowały w dripie, gdzie nie wzbudziły we mnie jakichś większych emocji. W smaku nie przeważała ani gorycz ani kwaskowatość . Delikatnie dały się wyczuć karmelowe nutki, ale poza tym kawa była nudna. Ciekawiej, duuużo ciekawiej, wyszła z ekspresu ciśnieniowego...
Dzięki uprzejmości przemiłych ludzi z kawiarni Kofeinna, którzy znaleźli w magazynie ostatnie paczki kawy z jednej z najstarszych norweskich palarni - Solberg & Hansen , miałem przyjemność raczyć się mieszanką Half & Half. Owa mieszanka to połączenie ziaren z plantacji brazylijskich i wschodnio-afrykańkich. Na pierwszy ogień ziarna S&H wylądowały w dripie, gdzie nie wzbudziły we mnie jakichś większych emocji. W smaku nie przeważała ani gorycz ani kwaskowatość . Delikatnie dały się wyczuć karmelowe nutki, ale poza tym kawa była nudna. Ciekawiej, duuużo ciekawiej, wyszła z ekspresu ciśnieniowego. Bardzo ładna, jasno-orzechowa i dość gruba crema oraz jedwabiste body były miłym początkiem doznań smakowych. W smaku mocno zaakcentowane były - tak jak to ostatnio lubię - nuty owocowe (jagody, cytrusy), uzupełnione tłem w postaci gorzkiej czekolady i karmelu. Takie połączenie, zupełnie inne od włoskich mieszanek, w upalne dni działa orzeźwiająco i pobudzająco, natomiast w dni deszczowe (których czerwiec i lipiec nam nie poskąpił) podnosi na duchu jak słońce, prześwitujące przez burzowe chmury.
Half & Half od Solberg & Hansen to obecnie, obok singla Progreso Huila, ulubione ziarna jakimi dotychczas karmiłem młynek. Zdecydowanie polecam. Albo zakup albo - a może przede wszystkim - odwiedziny z Kofeinnie i skosztowanie kaw S&H przeciśniętych przez tamtejszych baristów.
Majowy Spacerniak Kawowy
Podczas majowego Spacerniaka Kawowego postanowiliśmy odwiedzić cztery warszawskie kawiarnie. Początkowo miało być ich pięć ale jak się okazało Vespa Caffe nie jest otwarta w niedziele. Postanowiliśmy zatem nie kombinować i przespacerować się po wcześniej ustalonych miejscach a "skuterową" kawiarnię zostawić na następny, sobotni raz. Tymi czterema kawiarniami były...
Podczas majowego Spacerniaka Kawowego postanowiliśmy odwiedzić cztery warszawskie kawiarnie. Początkowo miało być ich pięć ale jak się okazało Vespa Caffe nie jest otwarta w niedziele. Postanowiliśmy zatem nie kombinować i przespacerować się po wcześniej ustalonych miejscach a "skuterową" kawiarnię zostawić na następny, sobotni raz. Tymi czterema kawiarniami były:
- Green Coffee (Pl. Konstytucji) - mieszanka charakterna. Mocna, z wyraźnie zaakcentowaną goryczką ale gdy już ma się ochotę powiedzieć, że jest za mocna pojawia się lekka, kwaskowa nuta sprawiająca, że ma się ochotę na kolejny łyk. Body lekkie, aksamitne. Przypuszczam, że te ziarna fajnie współgrają z mlekiem gdzie zostają nieco ułagodzone, ale jeśli ktoś lubi mocny smak to powinien zamówić "małą czarną" z cieszącą oko orzechową cremą upstrzoną "tygryskiem".
- Espressamente Illy (Marszałkowska 62) - espresso Illy jakoś nas specjalnie nie poruszyło. Zwłaszcza wizualnie gdzie crema przypominała głowę mężczyzny w wieku podeszłym - czarny placek kawy z pozostałością "pianki" na obrzeżach filiżanki. Sam smak bardzo delikatny i neutralny. Można pokusić się o stwierdzenie, że nudny taki co w połączeniu z wodnistym body nie zachęcało do kolejnego łyku. Na szczęście w Espressamente cena espresso jest w końcu w normalnej cenie i warto zajrzeć dla samego lokalu i przepięknych filiżanek Illy.
- Cofeina Cafe (Polna 54) - bardzo, ale to bardzo przyjemna mieszanka ziaren z palarni Java w dodatku dobrze przyrządzonych sprawiło, że było to jedno z najlepszych espresso tego dnia. W smaku ciekawy balans gorzkości i owocowych nutek w połączeniu z lekkim body orzeźwiało w ciepły dzień. Kawa absolutnie nie męcząca, wprost przeciwnie. Jasnobrązowa crema z "tygryskiem" również cieszy. Aż chciałoby się zostać na jeszcze jeden strzał ;)
- Kofeinna (Żaryny 2b) - mieszanka, która przewróciła do góry nogami całe smakowanie kawy podczas tego Spacerniaka. Skandynawski "blend" spod znaku Solberg & Hansen główny nacisk stawia na lekkość. Tutaj gorzkie nuty były tylko tłem do mocno zaakcentowanych owocowych smaków. Można by nawet pomyśleć, że to nie espresso tylko jakiś przelewany singiel. Naprawdę doskonała mieszanka, inna od tych wszystkich "mocnych" kaw serwowanych w kawiarniach. Warta kilku chwil "grozy" po spojrzeniu na cremę, która do najmocniejszych nie należy ;)
Na koniec jak zwykle totalnie subiektywny ranking odwiedzonych kawiarni. Było ciężko wybrać zwycięzcę i do tej pory mam dylemat co do pierwszego i drugiego miejsca ale co tam. Majowe kawiarnie:
- Miejsce czwarte: Espressamente Illy
- Miejsce trzecie: Green Coffee (Pl. Konstytucji)
- Miejsce drugie: Cofeina Cafe
- Miejsce pierwsze: Kofeinna
Następny spacer pod koniec czerwca. Tym razem zapewne w sobotę aby udało się dostać do Vespy ;)
Autumn Espresso - cytrusowa moc
Autumn Espresso to kolejna sezonowa mieszanka z londyńskiej palarni Square Mile. Ta propozycja to kompozycja dwóch singli z Salwadoru - "El Borbollon" i "Finca El Cerro" oraz ziarna z Kostaryki o wdzięcznej nazwie "La Cabana". Według palarni mieszanka ma nam osłodzić jesień smakiem toffi i syropu klonowego z orzeźwieniem jakie dają nuty cytrusowe...
Autumn Espresso to kolejna sezonowa mieszanka z londyńskiej palarni Square Mile. Ta propozycja to kompozycja dwóch singli z Salwadoru - "El Borbollon" i "Finca El Cerro" oraz ziarna z Kostaryki o wdzięcznej nazwie "La Cabana". Według palarni mieszanka ma nam osłodzić jesień smakiem toffi i syropu klonowego z orzeźwieniem jakie dają nuty cytrusowe.
Na moje nieszczęście (a może szczęście) słodkości wydobyć mi się nie udało. Mieszankę zdominowały cytrusy (grejpfrut) a gdzieś w tle dało się wyczuć delikatny smak czekolady. W połączeniu z bardzo mięsistym i maślanym body (zasługa porządnej, grubej cremy) dało to całkiem miły efekt na podniebieniu. Zwłaszcza jeśli ktoś lubi kwaskowate, owocowe espresso. W innym przypadku ta mieszanka może nie zasmakować - przynajmniej w moim wydaniu kwaskowatość wyraźnie dominowała w smaku. Ale mi to akurat ostatnio na rękę :)
Oczywiście jak w przypadku wszystkich kaw od Square Mile kawa przychodzi świeżutka (w moim przypadku przeleżała na poczcie nieco gdyż wygodniej było zostawić awizo), parę dni po wypaleniu. Podczas pierwszych ekstrakcji jeszcze odgazowuje. Co warto nadmienić kwaskowatość kawy rośnie wraz ze wzrostem temperatury więc jeśli komuś nadmiar "owocowości" przeszkadza lepiej niech ma to na uwadze.